sobota, 16 lipca 2016

Teraz albo nigdy

Para: Hermiona Granger/Fred Weasley

~*~

Hermiona Granger bała się uczucia, które się w niej rodziło. Miała tylko w wakacje pomóc bliźniakom w sklepie, żeby móc kupić sobie suknię na bal do szkoły. We wrześniu przecież będzie zaczynała siódmy rok, ale i kończyła edukację w Hogwarcie. Rozpocznie nowe życie. Być może lepsze. Ale po miesiącu pracy w Dowcipach Weasley'ów, zrozumiała, że nie wszystko jest takie proste.


George wyszedł, Fred był na kasie, a ktoś musiał ustawiać Karmelki Trolleńskie  na półkach. Z wielką niechęcią weszła na drabinę. Początek nie był aż taki zły. Ucieszyła się, gdy kończyła. Zostały ijeszcze trzy wielkie cukierki.
- Pomóc ci? - zapytał jedyny Weasley w sklepie.
- Nie dzięki. Już kończę.
Wtedy ktoś, przechodząc obok drabiny lekko ją popchnął. Niestety Hermiona nie utrzymała równowagi. I efektownie spadła by na ziemię, gdyby nie szybka reakcja Freda. Chłopka w dwóch krokach znalazł się przy niej i złapał ja. Było romantycznie, patrzyli sobie w oczy i mieli się pocałować. Ale... Tak „ale” okazuje się, że nad czarodziejami też czuwa Murphy!
- Przepraszam Mionka! Nie chciałem! To  było niechcący, ja tylko przychodziłem. - plątał się winowajca.
- Spokojnie Neville. Nic się nie stało. Na szczęście Freddie czuwał.
Chłopak postawił ją delikatnie na ziemi, ukłonił się szarmancko i powiedział.
- Zawsze do usług, by ratować panny z opresji. - mrugnął.
Hermiona już wtedy czuła, że będą kłopoty. A kto jak nie ona lepiej wie, kiedy będą kłopoty? Przecież już ponad pięć lat przyjaźni się z Harry'm i Ronem. Cóż, Granger jest gryfonką z krwi i kości, więc nie zrezygnowała i brnęła dalej w tą historię. Na niedzielnym obiedzie u Molly Weasley, na który przychodzą wszyscy z Zakonu Feniksa, ten temat został rozwinięty.
Przy stole siedzi cała rodzina Weasley (bez Charliego, ale on musiał zostać dwa dni dłużej w Rumunii, bo jego ulubiona smoczyca Ingrit, postanowiła zachorować), Lupin, Tonks, Hermiona, kadra nauczycielska, Kingsley i Szalonooki. Harry jeszcze był u wujostwa.
- A ty Fred pamiętaj, że Mioneczka, na pomaga. - zaczął Geroge.
Wszyscy spojrzeli się na niego z niezrozumieniem.
- O co ci chodzi?
- Widziałem jak nosiłeś pannę Granger – podkreśli ostatnie dwa słowa – na rękach.
Dziewczyna zarumieniła się.
- Neville popchnął drabinę, na której stała. Więc ją uratowałem. Ty zrobiłbyś zapewne to samo.
- I tu się mylisz, bracie.
- Jak to? Pozwolilbyś, aby jej delikatne ciało z dużą siłą uderzyło o kamienną podłogę w naszym sklepie?
- Oczywiście, że nie. Ja po złapaniu pocałowałbym ją. - uśmiechnął się rozbrajająco i posłał w stronę Hermiony buziaka, dziewczyna spuściła głowę na co kilka osób zachichotało.
Dziewczyny chciała zapaść się pod ziemie, od jakiegoś czasu bliźniaki robią wszystko, by ją zawstydzić, i przeważnie im się udaje.
- Och, George. Myślałem, że znasz mnie lepiej. Chciałem to zrobić, niestety Neville postanowił ją przprosić i zpsuł chwilę. Ale następnym razem... - skierował spojrzenie na Granger. - Nikt mi nie przeszkodzi.
Hermiona właśnie tego najbardziej się obawiała. Wiedziała dokładnie, co się dzieje. Zakochiwała się we Fredzie Weasley'u. I tego się obawiała. Czy to możliwe? Przecież on jest bratem Rona, jej najlepszego przyjaciela. A ona? To nie ma sensu. Fred jest radosny, zabawny, pewny siebie, przystojny, zawsze wie, co powiedzieć. Ona jest poważna, zdystansowana, wyuczona, polega tylko, na wiedzy zdobytej z książek. Przeciwieństwa. Ratowała ją nadzieja, obudzona, dzięki mugolskiemu powiedzeniu. Przeciwieństwa się przyciągają.
Następna sytuacja również wydarzyła się w sklepie bliźniaków.George robił coś na zapleczu, a Fred poszedł po coś do jedzenia. Dziewczyna ustawiała fiolki z eliksirem miłosnym, i jednocześnie myślała nad słowami Freda. Naprawdę, jeśli znowu będzie ją ratował, to ją pocałuje?
- Cześć!
Wszedł tak cicho, że nawet tego nie zauważyła! I, gdy wykrzyknął radosne powitanie, dziewczyna upuściła dwie fiolki z Amortencją.
- Fred! Przez ciebie upuściłam eliksir!
- Nie przeze mnie.
- Co?
- Czy wszedłem i powiedziałem „Hermiono upuść fiolki!” czy powiedziałem „Cześć!”?
Dziewczyna zaśmiała się.
- Teraz znowu muszę uważyć ten eliksir. A nie cierpię go ważyć.
-  No to ci pomogę!
- Ty się znasz na ważeniu Amortencji?
- Nie, ale ty się znasz. – roześmiał się radośnie. – To czego potrzebujemy, do uważenia?
- Wrzącej wody.
- Załatwię.
- Zarodnik paproci.
- George ma w kufrze.
- Korzeń mandragory.
- Za godzinę Lee przyniesie, mandragora jest nam potrzebna do innego wynalazku.
- Skórka pomarańczy.
- Kupiłem ci pomarańczę na śniadanie, bo wiem, że lubisz. - mrugnął zalotnie.
Dziewczyna zarumieniła się, potem chrząknęła i zaczęła mówić dalej, jakby nic się nie stało.
- Pięć płatków irysów. Zebranych o północy.
- Z tym będzie problem, nie mam tego przy sobie. Ale dziś o północy pójdziemy do szklarni mamy, tam powinny być irysy.
- Po co twojej mamie irysy w szklarni?
- Robi z nich syrop na... coś tam. Na co jest ten syrop? - zastanawiał się po cichu.
- Okej to o północy idziemy do szklarni.
- Spotkamy się przy dębie, tym, pod którym nocowaliśmy w wakacje rok temu, okej?
- Okej.
I tutaj właśnie zaczyna się teraźniejszość. Dziewczyna siedziała z szybko bijącym sercem, zastanawiając się, jak to możliwe, że zakochała się w bracie swojego najlepszego przyjaciela i niedoszłego chłopaka. Był miły, kulturalny, kilka razy jej pomógł, obsypywał ją komplementami. Na dodatek teraz wydoroślał i, co wrzucało się w oczy, wyprzystojniał. I mimo że nadal jest niezwykłym żartownisiem, wiele kobiet zaczepiało go na ulicy, zresztą jego brata bliźniaka tak samo. W końcu Fred i George są nierozłączni.
Gdy wybiła 23:50 wstała i wyszła z pokoju, który dzieliła z Ginny. Powoli i bardzo cicho zbliżała się do wyjścia z domu. I prawie by jej się udało, gdyby nie potknęła się na ostatnim stopniu schodów. Już miała zrobić duży hałas efektownie upadając, gdy znikąd pojawił się Fred, szybko złapał ją i przyciągnął do swojej klatki piersiowej. Zaraz też pokazał jej na migi, by nic nie mówiła i przesunął się bardziej w cień.
Po chwili ze schodów zeszła Molly. Dziewczyna wstrzymała oddech, co by o niej pomyślała, gdyby zobaczyła ją z jednym z jej synów przytulonych do siebie w ciemnym zakamarku Nory? No właśnie czemu on tak bardzo przyciska ją do siebie? Czyżby tak bardzo obawiał się matki? Och, Hermiono, nie wyobrażaj sobie za dużo. Wcale nie gładzi palcem twoich ust, po prostu pilnuje żebyś nic nie mówiła. Wcale nie dociska regularnie swojej ręki do twojego brzucha, i wcale nie drżysz czując to, po prostu... Zaraz, czy ona drży w ramionach Freda? Spojrzała lekko przerażona w górę. Spojrzenie niebieskich oczu chłopaka wręcz ją paliło. Mężczyzna spuścił z chwilę wzrok na jej usta. Po chwili już całował ją namiętnie.
Hermiona nie potrafiła myśleć po prostu całowała go, jakby jutra miało nie być. To było silniejsze od niej. Nie potrafiła i nie chciała przestać. Jednak Fred wykazał przytomność umysłu i rozdzielił ich usta.
- Wybacz, nie powinienem, tego robić.
- Nie wracajmy do tego, po prostu.  –powiedziała cicho. – Chodźmy po irysy.
I tak też się stało. Zebrali płatki kwiatów, uważyli Amortencję, nie zważając, że Hermiona czuje zapach szamponu Freda, a on jej perfumy. Do zdarzenia tego nie wracali przez rok. To były najcięższe miesiące w ich życiu. Hermiona rzuciła się w wir nauki, nic ją nie interesowało, poza sprawdzianami na koniec roku. Fred prawie zamieszkał w sklepie, nawet jego bliźniak nie mógł wyciągnąć od niego żadnej informacji, zbywany zwykłym „nic się nie dzieje”.
Spotkali się na ślubie Ginny i Harry’ego. Gdy Granger patrzyła na Pottera czekającego przy ołtarzu na swoją wybrankę, marzyła, by tym facetem w garniturze był Fred, a wybranką – ona. Jednak marzenia się nie spełniają. Obawiała się, że nie długo Fred przyprowadzi do domu jakąś kobietę i przedstawi jako swoją dziewczynę, lub, o zgrozo, narzeczoną, tak jak zrobił George dwa tygodnie temu, przedstawiając Angelinę rodzinie. Postanowiła, że będzie starała się unikać Freda.
Udawało jej się to przez długi czas, co nie podobało się Fredowi. Miał dosyć czekania. Może się zbłaźni, ale musi jej powiedzieć. Jednak nigdzie nie mógł jej znaleźć. Miał się spytać Ginny, bo jest najlepszą przyjaciółką Hermiony, ale zmienił zdanie, gdy zobaczył ją tańczącą z Harry’m. Byli tacy zakochani. Następny, kto wpadł mu w oczy był George. Bujał się w rytm muzyki z Angeliną, też wyglądali na zakochanych i szczęśliwych, ale postanowił im przeszkodzić, bo to nie oni kilka godzin temu wzięli ślub.
- Wybacz bracie, że przeszkadzam, ale mam pytanie.
- Fred nie możesz zapytać pięć minut później? – zapytał nie odwracając wzroku od Angeliny, która wybuchnęła śmiechem.
- Nie. To sprawa życia i śmierci.
- Hermiona weszła do domu i radzę ci się pośpieszyć, bo widziałem, jak Ron szedł nie dawno w tamtym kierunku.
- Skąd wiesz, przecież nawet nie zacząłem…
- Fred daj spokój, po prostu idź.
- Ok. Miłej zabawy.
- Powodzenia. – powiedziała na koniec Angelina.
- Przyda się. – westchnął.
Odszedł od swojego brata i jego narzeczonej. Po chwili jednak zawrócił.
- Jeśli się zgodzi to możemy wziąć podwójny ślub?
- Fred zawsze wszystko dzielimy, nie chciałbyś mieć chociaż ślubu oddzielnego?
- Nie, jeśli zbyt długo będzie moją narzeczoną, to w końcu będzie miała mnie dosyć i odejdzie.
- Ale…
- Ja tam bym chciała mieć podwójny ślub. – powiedziała Angelina, przesądzając sprawę.
- Czyli ja nie mam nic do gadania, tak?
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego znacząco.
- Ok. Jeśli Angie tak chce, niech będzie.
- Dzięki.
Fred szybko odszedł i nie usłyszał rozmowy toczącej się między jego bliźniakiem i jego narzeczoną.
- Naprawdę chcesz podwójny ślub?
- Nie.
- To dlaczego się zgodziłaś?
- Bo inaczej nie poszedłby do Hermiony.
- Ale…
- Ale Hermiona na pewno się nie zgodzi na podwójny ślub, i na pewno od niego nie odejdzie, przecież ona go kocha.
- No tak. – uśmiechnął się i pocałował ją.
W tym czasie Fred wszedł do domu i skierował się do kuchni. Od razu zauważył brązowe loki Hermiony, nastroszone włosy Rona i … kucyk Billa? O co chodzi?
- Cześć?
Wszyscy spojrzeli na siebie. Widział strach i ból na twarzy Hermiony, zawstydzenie i mocne rumieńce u Rona i rozbawienie Billa.
- Co tu się dzieje? – zapytał na pozór obojętnie.
- No cóż… - zaczął Bill, dusząc się ze śmiechu.
- Nie mów mu. – powiedział Ron. – Przecież oni mi później nie dadzą spokoju.
Bill nic nie powiedział, tylko kucnął przed Hermioną i… Odjął lód od jej kostki.
- Masz dość dużą opuchliznę, ale spokojnie. – powiedział wstając i podchodząc do apteczki. – Posmarujesz ją sobie tą maścią i ci przejdzie. - kontynuował pokazując pudełeczko z kremem.
- Czy ktoś mi w końcu powie co się stało?!
Bill zaczął się śmiać, nawet brązowowłosa chichotała. Rumieniec Ron się pogłębił.
- Nie powinno cię to obchodzić, to sprawa między mną i Hermioną.
- To dlaczego zaraz przybiegłeś do mnie z płaczem? - zapytał dalej rozbawiony Bill.
- Bo...
- Skończ, Ron. - poprosiła dziewczyna.
- No to co.... - zaczął Fred, lecz Bill nie dał mu skończyć.
- Merlinie! Ron podczas tańca kopnął Hermionę w kostkę. Cała tajemnica.
Winowajca spuścił głowę gotowy na docinki brata. Jednak Fred zaskoczył wszystkich i zamiast rzucić żartem w Rona, podbiegł do Hermiony. Uklęknął przed zaszokowaną dziewczyną i obejrzał jej kostkę.
- Nie jest źle. Daj maść. - powiedział patrząc na Billa.
Ten stał oparty o szafkę i nie ruszył się nawet o milimetr. Wiedział, że Fred jest zauroczony Hermioną, ale wiedział też, że przez ostatni rok praktycznie się nie widywali. Jednak jak widać, jego bratu nie przeszło.
W tym czasie Fred wstał i wyrwał maść z ręki Billa. Po czym najspokojniej w świecie nasmarował kostkę Hermionie. Przez ten zabieg szok widoczny na jej twarzy zamienił się na zawstydzenie i rumieńce.
- Jak nie potrafisz tańczyć Ron, to nie proś Hermionę o  taniec. Co zrobisz następnym razem? Zadepczesz ją? Od zawsze przez ciebie wpadała w kłopoty, ratowała cię, a teraz chcesz ją zabić?
- Fred wyluzuj. Nic się nie stało.
- Ale mogło!
- Nie zachowuj się jak....
- Jak kto? - zapytał Fred wstając.
- Najlepiej wyjdź, Ron. - chłopak tylko kiwnął głową i opuścił pomieszczenie. - JA też już wyjdę. Widzę, że jesteś w dobrych rękach, Hermiono. - mrugnął do niej i zamknął drzwi.
- Dlaczego to robisz? - zapytała.
Chłopak westchnął i pomyślał: „Teraz, albo nigdy“.
- Hermiono, posłuchaj mnie. - jednak czujne spojrzenie dziewczyny rozpraszało go. - Możesz mnie nie zrozumieć, możesz powiedzieć, że ty nie, ale błagam, nie wyśmiewaj mnie. - złapał ją za ręce i ponownie westchnął. - Kocham cię. - powiedział wzruszając ramionami.
- Co?
- Kocham cię, od dawna. Jesteś dla mnie ideałem, jesteś natchnieniem. Bez ciebie nawet najlepsze żarty mnie nie śmieszą, nie potrafię mówić nic zabawnego. Ja... Jedyne, co mogę ci dać to miłość. Nie wiem... Wiem, że cię kocham, tyle.
Parzył na nią z niepokojem. Jednak Hermiona, zaszokowana jego wyznaniem, nic nie mówiła. Fred opuścił głowę.
- Rozumiem. Nie musisz odwzajemniać moich uczuć. W końcu po naszym pierwszym pocałunku, nie odzywałem się do ciebie. Aż do dzisiaj. Przepraszam. Najlepiej zapomnij o tym, co ci powiedziałem. To... Nie ważne. - odszedł w stronę drzwi.
Jednak dziewczyna w tym momencie zerwała się z krzesła, podbiegła do niego i pocałowała.
- Też cię kocham, Fred.
- Nie wierzę. Musiałaś tak z tym zwlekać?
- Oj daj spokój. - zaśmiała się.


- Mam nadzieję, że rok, między jednym pocałunkiem a drugim, starczy jako chodzenie i możemy od razu przejść do narzeczeństwa, prawda? - uśmiechnął się zawadiacko.

~*~
Zakończyła w tym momencie dalej możecie sobie wyobrazić jak potoczyły się losy Freda i Hermiony. :) Pozostawiam to zadanie Wam. :*
Na zamówienie kogoś Anonimowego. :*
Mamy krótkie Fremione napisane pod wpływem chwili. Mam pomysł na jeszcze jedno, a dodatkowo, podczas oglądania HP i KP wpadł mi do głowy pomysł na Harmione, także tych dwóch par możecie się spodziewać w najbliższym czasie.
Miłego dnia! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz