Para: Hermiona Granger/Fred Weasley
~*~
Hermiona Granger bała się uczucia, które się w
niej rodziło. Miała tylko w wakacje pomóc bliźniakom w sklepie, żeby móc kupić
sobie suknię na bal do szkoły. We wrześniu przecież będzie zaczynała siódmy
rok, ale i kończyła edukację w Hogwarcie. Rozpocznie nowe życie. Być może
lepsze. Ale po miesiącu pracy w Dowcipach Weasley'ów, zrozumiała, że nie
wszystko jest takie proste.
George wyszedł, Fred był na kasie, a ktoś
musiał ustawiać Karmelki Trolleńskie na
półkach. Z wielką niechęcią weszła na drabinę. Początek nie był aż taki zły.
Ucieszyła się, gdy kończyła. Zostały ijeszcze trzy wielkie cukierki.
- Pomóc ci? - zapytał jedyny Weasley w
sklepie.
- Nie dzięki. Już kończę.
Wtedy ktoś, przechodząc obok drabiny lekko
ją popchnął. Niestety Hermiona nie utrzymała równowagi. I efektownie spadła by
na ziemię, gdyby nie szybka reakcja Freda. Chłopka w dwóch krokach znalazł się
przy niej i złapał ja. Było romantycznie, patrzyli sobie w oczy i mieli się
pocałować. Ale... Tak „ale” okazuje się, że nad czarodziejami też czuwa Murphy!
- Przepraszam Mionka! Nie chciałem! To było niechcący, ja tylko przychodziłem. -
plątał się winowajca.
- Spokojnie Neville. Nic się nie stało. Na
szczęście Freddie czuwał.
Chłopak postawił ją delikatnie na ziemi,
ukłonił się szarmancko i powiedział.
- Zawsze do usług, by ratować panny z
opresji. - mrugnął.
Hermiona już wtedy czuła, że będą kłopoty. A
kto jak nie ona lepiej wie, kiedy będą kłopoty? Przecież już ponad pięć lat
przyjaźni się z Harry'm i Ronem. Cóż, Granger jest gryfonką z krwi i kości,
więc nie zrezygnowała i brnęła dalej w tą historię. Na niedzielnym obiedzie u
Molly Weasley, na który przychodzą wszyscy z Zakonu Feniksa, ten temat został
rozwinięty.
Przy stole siedzi cała rodzina Weasley (bez
Charliego, ale on musiał zostać dwa dni dłużej w Rumunii, bo jego ulubiona
smoczyca Ingrit, postanowiła zachorować), Lupin, Tonks, Hermiona, kadra
nauczycielska, Kingsley i Szalonooki. Harry jeszcze był u wujostwa.
- A ty Fred pamiętaj, że Mioneczka, na
pomaga. - zaczął Geroge.
Wszyscy spojrzeli się na niego z
niezrozumieniem.
- O co ci chodzi?
- Widziałem jak nosiłeś pannę Granger –
podkreśli ostatnie dwa słowa – na rękach.
Dziewczyna zarumieniła się.
- Neville popchnął drabinę, na której stała.
Więc ją uratowałem. Ty zrobiłbyś zapewne to samo.
- I tu się mylisz, bracie.
- Jak to? Pozwolilbyś, aby jej delikatne
ciało z dużą siłą uderzyło o kamienną podłogę w naszym sklepie?
- Oczywiście, że nie. Ja po złapaniu
pocałowałbym ją. - uśmiechnął się rozbrajająco i posłał w stronę Hermiony
buziaka, dziewczyna spuściła głowę na co kilka osób zachichotało.
Dziewczyny chciała zapaść się pod ziemie, od
jakiegoś czasu bliźniaki robią wszystko, by ją zawstydzić, i przeważnie im się
udaje.
- Och, George. Myślałem, że znasz mnie
lepiej. Chciałem to zrobić, niestety Neville postanowił ją przprosić i zpsuł
chwilę. Ale następnym razem... - skierował spojrzenie na Granger. - Nikt mi nie
przeszkodzi.
Hermiona właśnie tego najbardziej się
obawiała. Wiedziała dokładnie, co się dzieje. Zakochiwała się we Fredzie Weasley'u.
I tego się obawiała. Czy to możliwe? Przecież on jest bratem Rona, jej
najlepszego przyjaciela. A ona? To nie ma sensu. Fred jest radosny, zabawny,
pewny siebie, przystojny, zawsze wie, co powiedzieć. Ona jest poważna,
zdystansowana, wyuczona, polega tylko, na wiedzy zdobytej z książek.
Przeciwieństwa. Ratowała ją nadzieja, obudzona, dzięki mugolskiemu powiedzeniu.
Przeciwieństwa się przyciągają.
Następna sytuacja również wydarzyła się w
sklepie bliźniaków.George robił coś na zapleczu, a Fred poszedł po coś do
jedzenia. Dziewczyna ustawiała fiolki z eliksirem miłosnym, i jednocześnie
myślała nad słowami Freda. Naprawdę, jeśli znowu będzie ją ratował, to ją
pocałuje?
- Cześć!
Wszedł tak cicho, że nawet tego nie
zauważyła! I, gdy wykrzyknął radosne powitanie, dziewczyna upuściła dwie fiolki
z Amortencją.
- Fred! Przez ciebie upuściłam eliksir!
- Nie przeze mnie.
- Co?
- Czy wszedłem i powiedziałem „Hermiono
upuść fiolki!” czy powiedziałem „Cześć!”?
Dziewczyna zaśmiała się.
- Teraz znowu muszę uważyć ten eliksir. A
nie cierpię go ważyć.
- No
to ci pomogę!
- Ty się znasz na ważeniu Amortencji?
- Nie, ale ty się znasz. – roześmiał się
radośnie. – To czego potrzebujemy, do uważenia?
- Wrzącej wody.
- Załatwię.
- Zarodnik paproci.
- George ma w kufrze.
- Korzeń mandragory.
- Za godzinę Lee przyniesie, mandragora
jest nam potrzebna do innego wynalazku.
- Skórka pomarańczy.
- Kupiłem ci pomarańczę na śniadanie, bo
wiem, że lubisz. - mrugnął zalotnie.
Dziewczyna zarumieniła się, potem chrząknęła
i zaczęła mówić dalej, jakby nic się nie stało.
- Pięć płatków irysów. Zebranych o północy.
- Z tym będzie problem, nie mam tego przy
sobie. Ale dziś o północy pójdziemy do szklarni mamy, tam powinny być irysy.
- Po co twojej mamie irysy w szklarni?
- Robi z nich syrop na... coś tam. Na co
jest ten syrop? - zastanawiał się po cichu.
- Okej to o północy idziemy do szklarni.
- Spotkamy się przy dębie, tym, pod którym
nocowaliśmy w wakacje rok temu, okej?
- Okej.
I tutaj właśnie zaczyna się teraźniejszość.
Dziewczyna siedziała z szybko bijącym sercem, zastanawiając się, jak to
możliwe, że zakochała się w bracie swojego najlepszego przyjaciela i
niedoszłego chłopaka. Był miły, kulturalny, kilka razy jej pomógł, obsypywał ją
komplementami. Na dodatek teraz wydoroślał i, co wrzucało się w oczy,
wyprzystojniał. I mimo że nadal jest niezwykłym żartownisiem, wiele kobiet
zaczepiało go na ulicy, zresztą jego brata bliźniaka tak samo. W końcu Fred i
George są nierozłączni.
Gdy wybiła 23:50 wstała i wyszła z pokoju,
który dzieliła z Ginny. Powoli i bardzo cicho zbliżała się do wyjścia z domu. I
prawie by jej się udało, gdyby nie potknęła się na ostatnim stopniu schodów.
Już miała zrobić duży hałas efektownie upadając, gdy znikąd pojawił się Fred,
szybko złapał ją i przyciągnął do swojej klatki piersiowej. Zaraz też pokazał
jej na migi, by nic nie mówiła i przesunął się bardziej w cień.
Po chwili ze schodów zeszła Molly.
Dziewczyna wstrzymała oddech, co by o niej pomyślała, gdyby zobaczyła ją z
jednym z jej synów przytulonych do siebie w ciemnym zakamarku Nory? No właśnie
czemu on tak bardzo przyciska ją do siebie? Czyżby tak bardzo obawiał się
matki? Och, Hermiono, nie wyobrażaj sobie za dużo. Wcale nie gładzi palcem
twoich ust, po prostu pilnuje żebyś nic nie mówiła. Wcale nie dociska
regularnie swojej ręki do twojego brzucha, i wcale nie drżysz czując to, po
prostu... Zaraz, czy ona drży w ramionach Freda? Spojrzała lekko przerażona w
górę. Spojrzenie niebieskich oczu chłopaka wręcz ją paliło. Mężczyzna spuścił z
chwilę wzrok na jej usta. Po chwili już całował ją namiętnie.
Hermiona nie potrafiła myśleć po prostu
całowała go, jakby jutra miało nie być. To było silniejsze od niej. Nie
potrafiła i nie chciała przestać. Jednak Fred wykazał przytomność umysłu i
rozdzielił ich usta.
- Wybacz, nie powinienem, tego robić.
- Nie wracajmy do tego, po prostu. –powiedziała cicho. – Chodźmy po irysy.
I tak też się stało. Zebrali płatki kwiatów,
uważyli Amortencję, nie zważając, że Hermiona czuje zapach szamponu Freda, a on
jej perfumy. Do zdarzenia tego nie wracali przez rok. To były najcięższe
miesiące w ich życiu. Hermiona rzuciła się w wir nauki, nic ją nie
interesowało, poza sprawdzianami na koniec roku. Fred prawie zamieszkał w
sklepie, nawet jego bliźniak nie mógł wyciągnąć od niego żadnej informacji,
zbywany zwykłym „nic się nie dzieje”.
Spotkali się na ślubie Ginny i Harry’ego.
Gdy Granger patrzyła na Pottera czekającego przy ołtarzu na swoją wybrankę,
marzyła, by tym facetem w garniturze był Fred, a wybranką – ona. Jednak
marzenia się nie spełniają. Obawiała się, że nie długo Fred przyprowadzi do
domu jakąś kobietę i przedstawi jako swoją dziewczynę, lub, o zgrozo,
narzeczoną, tak jak zrobił George dwa tygodnie temu, przedstawiając Angelinę
rodzinie. Postanowiła, że będzie starała się unikać Freda.
Udawało jej się to przez długi czas, co nie
podobało się Fredowi. Miał dosyć czekania. Może się zbłaźni, ale musi jej
powiedzieć. Jednak nigdzie nie mógł jej znaleźć. Miał się spytać Ginny, bo jest
najlepszą przyjaciółką Hermiony, ale zmienił zdanie, gdy zobaczył ją tańczącą
z Harry’m. Byli tacy zakochani. Następny, kto wpadł mu w oczy był George. Bujał
się w rytm muzyki z Angeliną, też wyglądali na zakochanych i szczęśliwych, ale
postanowił im przeszkodzić, bo to nie oni kilka godzin temu wzięli ślub.
- Wybacz bracie, że przeszkadzam, ale mam
pytanie.
- Fred nie możesz zapytać pięć minut
później? – zapytał nie odwracając wzroku od Angeliny, która wybuchnęła śmiechem.
- Nie. To sprawa życia i śmierci.
- Hermiona weszła do domu i radzę ci się
pośpieszyć, bo widziałem, jak Ron szedł nie dawno w tamtym kierunku.
- Skąd wiesz, przecież nawet nie zacząłem…
- Fred daj spokój, po prostu idź.
- Ok. Miłej zabawy.
- Powodzenia. – powiedziała na koniec
Angelina.
- Przyda się. – westchnął.
Odszedł od swojego brata i jego narzeczonej.
Po chwili jednak zawrócił.
- Jeśli się zgodzi to możemy wziąć podwójny
ślub?
- Fred zawsze wszystko dzielimy, nie
chciałbyś mieć chociaż ślubu oddzielnego?
- Nie, jeśli zbyt długo będzie moją
narzeczoną, to w końcu będzie miała mnie dosyć i odejdzie.
- Ale…
- Ja tam bym chciała mieć podwójny ślub. –
powiedziała Angelina, przesądzając sprawę.
- Czyli ja nie mam nic do gadania, tak?
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego
znacząco.
- Ok. Jeśli Angie tak chce, niech będzie.
- Dzięki.
Fred szybko odszedł i nie usłyszał rozmowy
toczącej się między jego bliźniakiem i jego narzeczoną.
- Naprawdę chcesz podwójny ślub?
- Nie.
- To dlaczego się zgodziłaś?
- Bo inaczej nie poszedłby do Hermiony.
- Ale…
- Ale Hermiona na pewno się nie zgodzi na
podwójny ślub, i na pewno od niego nie odejdzie, przecież ona go kocha.
- No tak. – uśmiechnął się i pocałował ją.
W tym czasie Fred wszedł do domu i skierował
się do kuchni. Od razu zauważył brązowe loki Hermiony, nastroszone włosy Rona i
… kucyk Billa? O co chodzi?
- Cześć?
Wszyscy spojrzeli na siebie. Widział strach
i ból na twarzy Hermiony, zawstydzenie i mocne rumieńce u Rona i rozbawienie
Billa.
- Co tu się dzieje? – zapytał na pozór
obojętnie.
- No cóż… - zaczął Bill, dusząc się ze
śmiechu.
- Nie mów mu. – powiedział Ron. – Przecież
oni mi później nie dadzą spokoju.
Bill nic nie powiedział, tylko kucnął przed
Hermioną i… Odjął lód od jej kostki.
- Masz dość dużą opuchliznę, ale spokojnie.
– powiedział wstając i podchodząc do apteczki. – Posmarujesz ją sobie tą maścią
i ci przejdzie. - kontynuował pokazując pudełeczko z kremem.
- Czy ktoś mi w końcu powie co się stało?!
Bill zaczął się śmiać, nawet brązowowłosa chichotała. Rumieniec Ron się pogłębił.
- Nie powinno cię to obchodzić, to sprawa
między mną i Hermioną.
- To dlaczego zaraz przybiegłeś do mnie z
płaczem? - zapytał dalej rozbawiony Bill.
- Bo...
- Skończ, Ron. - poprosiła dziewczyna.
- No to co.... - zaczął Fred, lecz Bill nie
dał mu skończyć.
- Merlinie! Ron podczas tańca kopnął
Hermionę w kostkę. Cała tajemnica.
Winowajca spuścił głowę gotowy na docinki
brata. Jednak Fred zaskoczył wszystkich i zamiast rzucić żartem w Rona,
podbiegł do Hermiony. Uklęknął przed zaszokowaną dziewczyną i obejrzał jej
kostkę.
- Nie jest źle. Daj maść. - powiedział
patrząc na Billa.
Ten stał oparty o szafkę i nie ruszył się
nawet o milimetr. Wiedział, że Fred jest zauroczony Hermioną, ale wiedział też,
że przez ostatni rok praktycznie się nie widywali. Jednak jak widać, jego bratu
nie przeszło.
W tym czasie Fred wstał i wyrwał maść z ręki
Billa. Po czym najspokojniej w świecie nasmarował kostkę Hermionie. Przez ten
zabieg szok widoczny na jej twarzy zamienił się na zawstydzenie i rumieńce.
- Jak nie potrafisz tańczyć Ron, to nie proś
Hermionę o taniec. Co zrobisz następnym
razem? Zadepczesz ją? Od zawsze przez ciebie wpadała w kłopoty, ratowała cię, a
teraz chcesz ją zabić?
- Fred wyluzuj. Nic się nie stało.
- Ale mogło!
- Nie zachowuj się jak....
- Jak kto? - zapytał Fred wstając.
- Najlepiej wyjdź, Ron. - chłopak tylko
kiwnął głową i opuścił pomieszczenie. - JA też już wyjdę. Widzę, że jesteś w
dobrych rękach, Hermiono. - mrugnął do niej i zamknął drzwi.
- Dlaczego to robisz? - zapytała.
Chłopak westchnął i pomyślał: „Teraz, albo
nigdy“.
- Hermiono, posłuchaj mnie. - jednak czujne spojrzenie
dziewczyny rozpraszało go. - Możesz mnie nie zrozumieć, możesz powiedzieć, że ty nie, ale błagam, nie wyśmiewaj mnie. - złapał ją za ręce i ponownie
westchnął. - Kocham cię. - powiedział wzruszając ramionami.
- Co?
- Kocham cię, od dawna. Jesteś dla mnie
ideałem, jesteś natchnieniem. Bez ciebie nawet najlepsze żarty mnie nie śmieszą,
nie potrafię mówić nic zabawnego. Ja... Jedyne, co mogę ci dać to miłość. Nie
wiem... Wiem, że cię kocham, tyle.
Parzył na nią z niepokojem. Jednak Hermiona,
zaszokowana jego wyznaniem, nic nie mówiła. Fred opuścił głowę.
- Rozumiem. Nie musisz odwzajemniać moich
uczuć. W końcu po naszym pierwszym pocałunku, nie odzywałem się do ciebie. Aż
do dzisiaj. Przepraszam. Najlepiej zapomnij o tym, co ci powiedziałem. To...
Nie ważne. - odszedł w stronę drzwi.
Jednak dziewczyna w tym momencie zerwała się
z krzesła, podbiegła do niego i pocałowała.
- Też cię kocham, Fred.
- Nie wierzę. Musiałaś tak z tym zwlekać?
- Oj daj spokój. - zaśmiała się.
- Mam nadzieję, że rok, między jednym
pocałunkiem a drugim, starczy jako chodzenie i możemy od razu przejść do
narzeczeństwa, prawda? - uśmiechnął się zawadiacko.
~*~
Zakończyła w tym momencie dalej możecie sobie wyobrazić jak potoczyły się losy Freda i Hermiony. :) Pozostawiam to zadanie Wam. :*
Na zamówienie kogoś Anonimowego. :*
Na zamówienie kogoś Anonimowego. :*
Mamy krótkie Fremione napisane pod wpływem chwili. Mam pomysł na jeszcze jedno, a dodatkowo, podczas oglądania HP i KP wpadł mi do głowy pomysł na Harmione, także tych dwóch par możecie się spodziewać w najbliższym czasie.
Miłego dnia! :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz