czwartek, 2 kwietnia 2015

Historia, która była początkiem

Byliśmy przyjaciółmi. Znaliśmy się od lat. Wszyscy postrzegali naszą znajomość jako wieczną. Obok nas były one. To było dziwne, bo ludzie wokół już nas sparowali. Ale ja byłem inny. Nie chciałem ani tej, którą mi wybrano, ani tej drugiej. Ja, Salazar Slytherin byłem inny. Nie pragnąłem Roweny Ravenclaw ani Helgi Huffepuff. Ja pragnąłem Godryka Gryffindora. Cierpię na chorobę nieznaną w moich czasach. Jestem przeklęty i powinienem być spalony na stosie.
Znaliśmy się od dziecka. Cała czwórka wiedziała o sobie wszystko. Nie było problemu, którego nie balibyśmy się poruszyć. Dla nas tabu nie istniało. Nawet gdy dorastaliśmy, nie mieliśmy kłopotów z porozumieniem się. Co prawda, nieraz miałem dosyć gadania dziewcząt o ICH problemach, bo sam miałem własne. Niestety bałem się powiedzieć co się dzieje z moim ciałem. Że nie reaguję na dziewczyny tak jak Godryk, który cały czas się tym chwali. Helga patrzy wtedy w niego jak w obrazek. Po przyjrzeniu się się im, to Gryffindor też się tak jej przygląda. A ja chciałbym, żeby to we mnie się tak wpatrywał.
Gdy skończyliśmy osiemnaście lat, zaczął nauczać nas Merlin. Do tego czasu uczyliśmy się tylko teorii z książek, teraz czas na praktykę. Byliśmy podekscytowani. W końcu będziemy mieć lekcje z samym, wielkim Merlinem!
- Dzień dobry. - przywitaliśmy się kulturalnie.
- Witam witam. - mruknął staruszek pochylony nad kociołkiem i kiwnął na nas ręką jakby odganiał natrętną muchę.
- Mu tutaj przyszliśmy... - zaczął Godryk.
- Wiem po co przyszliście! A teraz usiądźcie tam – wskazał nam cztery krzesła pod ścianą. - i mi nie przeszkadzajcie!
Usiedli na wyznaczonych miejscach.
- Pewnie waży jakiś bardzo trudny eliksir. - wyszeptała Rowena i oczy się jej zaświeciły. Na co przewróciliśmy oczami.
Zawsze uwielbiała takie rzeczy. Nowe i związane z nauką.
Po godzinie Merlin wykrzyknął:
- Gotowe!
Wraz z Godrykiem i Helgą podnieśliśmy głowy. Ravenclaw cały czas zafascynowana patrzyła się w Maga.
- Co to jest? Co uwarzyłeś, Magu? Czyżby Eliksir Nieśmiertelności? A może uwięziłeś sławę? A może... - Rowena nie powstrzymywała swoje słowotoku.
- Ona zawsze taka? - spytał staruszek patrząc na nas.
Pokiwaliśmy tylko głowami. Merlin machnął ręką. A brunetka zamilkła. Helga widząc to zachichotała.
- Odpowiadając na twoje pytanie białogłowo, nie ważyłem eliksiru! Ja znalazłem w lesie grzyby. I ugotowałem zupę! - zawołał radośnie. - Chcecie trochę?
Popatrzyliśmy na siebie, a później na starca. Już wiedzieliśmy, że Merlin jest pomylony!
- Merlin! Masz ich uczyć! - zawołała kobieta w średnim wieku.
- Kochanie! - wykrzyknął Mag. - Jak dobrze, że jesteś! Poznaj to są moi goście. - powiedział wskazując Godryka, Salazara, Helgę i dalej związaną Rowenę. - Moi goście do moja żona, Morgana! - zakończył prezentację.
- Nawet nie wiesz jak się nazywają! Dość tego! - machnęła ręką, a kociołek zniknął. - Masz ich uczyć magii! Jak nad nią panować! Skup się na swoim zadaniu.
I wyszła. Merlin westchnął.
- Dobrze. Zaczniemy od...
I tak zaczęła się nasza nauka. Oczywiście prymuską była Rowena. Najciężej miała Helga, nie radziła sobie z niczym. Godryk najlepszy był z transmutacji i zaklęć. A ja nie miałem żadnego kłopotu z eliksirami. Lata mijały. W wieku trzydziestu lat skończyliśmy naukę. Właściwie to musieliśmy skończyć. Merlin zginął. Wyruszył na poszukiwania jakiejś nieistniejącej rośliny i rozszarpały go Gryfy. Morgana nie chciała uczyć. Po śmierci męża załamała się. Mieliśmy alternatywę. Skończyć z magią, albo uczyć się na własną rękę. Wybraliśmy to drugie. Wiele wypadków, wybuchów, niespodziewanych skutków i lat później wiedzieliśmy, że zrobiliśmy wiele. Rozwinęliśmy wiele dziedzin nauki i magii. Cały czas się uczyliśmy. Ale dalej wiedzieliśmy, że oprócz nas na świecie nie ma dobrze wykwalifikowanych czarodziei. Wpadliśmy na genialny pomysł.
Podczas podwieczorku zacząłem rozmowę.
- Wiecie, ostatnio myślałem nad młodymi czarodziejami. - moi przyjaciele popatrzyli na mnie z zainteresowaniem. - Merlin nie żyje. Tylko my znamy jego nauki. A... Kiedy my umrzemy to, kto wtedy będzie uczył czarowników?
Kobiety pokiwały głowami.
- On ma rację. - zgodził się Godryk. Jego aprobata znaczy dla mnie więcej niż poparcie tysięcy innych ludzi. - Zbudujmy szkołę!
- Co?! - wykrzyknęliśmy we trójkę.
- Posłuchajcie. Zbudujmy zamek, albo odremontujmy istniejący! Rzućmy na niego zaklęcia maskujące, tak aby niemagiczni go nie widzieli. Będziemy nauczać tego co umiemy, zatrudnimy wykwalifikowanych wróżbitów, astronomów i zielarzy. Będziemy kształcić nowe pokolenia!
Im więcej mówił, tym bardziej mnie przekonywał.
Wkrótce szukaliśmy opuszczonego zamku. Zaleźliśmy go w Krainie Szkotów. Był bardzo zniszczony, ale dla chcącego nic trudnego. Wzięliśmy się dziarsko do roboty. Po dwóch latach budynek był gotowy i rozbudowany o kilka wież i pomieszczeń. Ogłosiliśmy w kilku miastach, iż poszukujemy chętnych młodych czarodziei i nauczycieli. Zgłosiła się prawie setka młodych ludzi. I kilku dorosłych w celu przekazania swojej wiedzy. Kadra nauczycielska była gotowa. Eliksirów nauczałem ja. Nauczyciele Obrany Przed Czarną Magią został Godryk. Zaklęciami zajęła się Helga. Mistrzynią transmutacji została Rowena. Ponad to Astronomię wykładał Mikołaj Kopernik, Zielarstwo Valentina Demel, a Wróżbiarstwo – Morgana. Zszokowała nas tą wiadomością, lecz byliśmy zadowoleni. Razem szukaliśmy odpowiedniej nazwy. Wiele się męczyliśmy, wkońcu nazwaliśmy ją nazwiskiem pierwszego właściciela ziem, na których stoi nasz zamek – Hogwart.
Poważne rozczarowanie przeżyliśmy sprawdzając adeptów. Prawie ćwierć była niemagiczna! Prawie połowa nie miała w rodzinie ani jednego magicznego przodka. Nie chciałem ich przyjąć. Pierwszy raz pokłóciłem się z Godrykiem. To było bolesne. Nie chciałem tego robić. Ale on nie rozumiał mojej idei szkoły. Żadne z nich nie rozumiało. Poza tym każde z nas ceniło inne cechy i wartości. Przez to nasza przyjaźń została wystawiona na próbę. Jednak pokonaliśmy przeciwności. Ustaliliśmy, że w szkole uczniowie będą podzieleni na cztery grupy – nazwaliśmy je domami, każdy reprezentuje inne wartości i cechy. Uczniowie zdecydowali, iż nasze nazwiska będą nazwami tychże „domów”.
Pierwsze rozpoczęcie roku było jednocześnie najlepszymi i najgorszym dniem w moim życiu. Mój pomysł o kształceniu nowych uczniów powiódł się. Właśnie rozpoczyna się nowa era w magii. Wtedy też pokłóciłem się z Godrykiem. Zaczęło się niewinnie. Po ceremonii rozpoczęcia wyszedłem na spacer. Po chwili dogonił mnie Gryffindor.
- Twój pomysł był genialny. - powiedział nie witając się.
- Dziękuję.
Szliśmy dalej w ciszy.
- Salazarze... - spojrzałem na niego pokazując, że go słucham. Jego jasne włosy lśniły w blasku księżyca. - Zamierzam oświadczyć się Heldze.
- Co?
- Chcę, by Helga została moją żoną.
- Ale... Ale...
- Chyba nie masz nic przeciwko.
- Nie...
- To dobrze. Wiesz chciałbym, żebyś został świadkiem.
- Czekaj! - zatrzymałem się. - Jednak mam coś przeciwko. - Godryk patrzył na mnie zaciekawiony. - Ja... - westchnąłem.
- Kochasz Helgę. - pomógł mi.
- Tak! Nie!
- Zdecyduj się.
- Kocham... Ale nie Helgę.
Gryffindor spojrzał na mnie zdziwiony.
- To kogo? Rowenę?
- Nie. Ja... Ja kocham ciebie. - czułem się jak człowiek niespełna rozumu.
- Mnie? Ale Salazar, przecież wiesz, że...
- Że jesteś normalny? A ja nie, tak? - gdy to mówiłem odsuwał się ode mnie.
- Nie o to chodzi. Po prostu... Nie spodziewałem się TEGO. - wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo.
- Ale...Co ty czujesz? - zapytałem choć znałem odpowiedź.
- Ja... Ja kocham Helgę. Myślałem, że wiesz. - gdy skończył stał już pod drzewami dwadzieścia stóp ode mnie.
- Ale może jednak...
- Salazar co ty bredzisz?! Przecież to nienormalne! Mężczyzna musi być z kobietą i ją kochać! Nie może związać się z innym mężczyzną!
- Ale...
- Nie ma żadnego „ale”! Uważam naszą rozmowę za skończoną. - popatrzył na mnie twardo.
Pokiwałem smętnie głową. Godryk wrócił do zamku.
Tydzień po tym wydarzeniu Gryffindor oświadczył się Heldze. Opuściłem mury zamku na zawsze. Zostawiłem w nim swoje serce i ukrytą komnatę, w której został mój wierny towarzysz Bazyliszek. Na koniec rzuciłem tylko klątwę. By dwa domy Hogwartu – Gryffindor i Slytherin - na zawsze się nienawidziły. Klątwę złamią dopiero podobni do nas, do mnie i Godryka, którzy pokonają przeciwności losu i będą szczęśliwi. Wątpię by się to udało, ale jeśli ja nie mogę być szczęśliwy, to innym tego nie ułatwię. Jakem Salazar Slytherin.”
Dwójka młodych chłopców skończyła czytać dziennik jednego z założycieli Hogwartu. Jasnowłosy z cichym trzaskiem zamknął książkę. Spojrzeli po sobie z lekkim przerażeniem. Chyba właśnie zrozumieli co to znaczy. I jaki sobie los zgotowali.
~*~
Mamy dwudzieste opowiadanie. (Licząc drabble. ;))
Malinka ostatnio narzekała, że nie ma pary męsko-męskiej. W czeluściach mojego laptopa znalazłam to. I wstawiam. Nie wiem jak to przyjmiecie. Wiem, że język nie odpowiada temu średniowiecznemu, ale inaczej nie umiałam tego napisać. I Merlin jest świrem, a Morgana jego żoną.
Będzie kontynuacja. I pytanie do was: wolicie parę Draco&Harry czy Scorpius&Albus? Napiszę wedle waszego życzenia. ;)
Postaram się dodać to obiecane Harrmione. Ale nie wiem czy mi się uda, bo święta (taki tam argument :D). W niedzielę pojawi się druga część tej miniaturki, albo McGonagall/Trelaweny. Jeszcze nie wiem, co będzie pierwsze. ;)

Liczę na komentarze.

8 komentarzy:

  1. Miniaturka bardzo fajna, czekam niecierpliwie na 2 część.
    Szczerze mówiąc, wolę paring Darry.
    Miniaturka o Syriuszu i Hermionie także była wspaniała. Przepraszam, że wcześniej nie skomentowałam.
    Pozdrawiam, i życzę weny Zuza Ł


    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że szybciej opublikujesz McGonagall i Trelawney, ale drugą część z chęcią przeczytam.
    ~Mary

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie spotkałam się wcześniej z czymś takim.
    Generalnie wyszła ci ciekawa którą z chęcią czytam drugi raz.
    Wesołych i spokojnych świąt.
    AR

    OdpowiedzUsuń
  4. Zakochałam się *-*
    To z pewnością miłość od pierwszego wejrzenia *.*
    Anastasia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam opowiadania m-m (a niech w piekle się smażą się homofobii i inni idioci, którzy uważają, że nie powinno się pisać takich miniaturek!) i ten tekst przypadł mi do gustu, szczególnie, że jakoś nigdy nie zagłębiałam się w teksty o tejże parze. Pomysł fajny, wydaję mi się, że pasuje do nich... Co prawda krótko, bo krótko, ale to w końcu miniaturka. :P No i plus dla ciebie, że to nie dzieje się za szybko i on tak nagle nie wylatuje z miłością do Godryka! :D
    Kurczę no, może to moje jakieś zboczenie albo coś, ale wydaje mi się, że powinnaś bardziej uderzyć w opisy uczuć. Oczywiście nie narzucam ci tego, bo każdy ma inny styl i inaczej pisze, ale zdaje mi się, że mogłabyś spróbować wydobyć jeszcze skrajniejsze emocje, opisać je, rozbudować... Taka moja malutka propozycja wynikająca z tego, że uwielbiam bawić się uczuciami w tekstach. No, ale ja to ja i nie oznacza to, że ty musisz to robić. :P
    Miniaturka mi się podoba, lubię ją... Po prostu przypadła mi do gustu. ;)
    A co do tego Drarry vs Scorbus... O pierwszej parze jest dużo miniaturek, więc ja z przyjemnością przeczytałabym o Scorpie i Al'u. :D A jednak możesz zawsze skusić się i napisać i to, i to... Hahah. :D
    Pozdrawiam i weny życzę,
    Malina.
    http://opowiadania-harrypotter.blogspot.com/
    http://pieknie-zlamany.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdy skończyliśmy osiemnaście lat, zaczął nauczać nas Merlin. Do tego czasu uczyliśmy się tylko teorii z książek, teraz czas na praktykę. Byliśmy podekscytowani. W końcu będziemy mieć lekcje z samym, wielkim Merlinem!

    Fajnie, że uczył ich staruszek, który miał przynajmniej 300 lat.

    OdpowiedzUsuń