czwartek, 28 stycznia 2016

Chciałeś? To masz!

- Nie zostanę twoją żoną.

W pokoju zaległa cisza. Na twarzy klęczącego przed Hermioną Rona powoli zaskoczenie przechodziło w złość. Harry spuścił wzrok, przed kolacją mówił swojemu przyjacielowi żeby nie oświadczał się Granger. Ginny stała z szeroko otwartymi oczami. Fred i George spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Fleur ukryła uśmiech w piersi Charlie'ego, po rozwodzie z Billem związała się z nim. William szybko podniósł głowę, gdy jego młodszy brat zaczął tę farsę ukrył twarz w dłoniach, wolał na to nie patzreć. Pan Weasley westchnął, Pani Weasley odetchnęła z ulgą.




- Dlaczego?

- Ponieważ... Ron wiesz dobrze, tak jak ja, że nie pasujemy do siebie. Rozmawialiśmy już o tym.

- Chodź porozmawiamy na zewnątrz.

Gdy tylko drzwi się zamknęły. Panna Granger zaczęła się tłumaczyć:

-Chciałam to zakończyć już dawno, ale chciałeś jeszcze poczekać. Zgodziłam się, choć nie wiem czemu. Pewnie zauważyłeś, że ostatnio unikałam cię? Wiesz dobrze, że kocham cię jak brata. Na prawdę nie wiem...

- Dobrze spokojnie. - uśmiechnął się lekko. - Miałem nadzieję, że zmieniłaś zdanie. Że jednak nie kochasz go, jednak myliłem się. Rozumiem.

- Jesteś zły?

Rudy chłopak zaśmiał się. Można było wyczuć lekką irytację i złość.

- Hermiono, jakby nie patrzeć dałaś mi kosza ze względu na mojego starszego brata. To jest lekko żenujące. Zwłaszcza, że to odrzucenie widziała cała rodzina i najlepszy kumpel, ale przejdzie mi. Wiesz podejrzewam, że też nie jesteś dla mnie tą jedyną, ale trzymałem się tej myśli. W sumie to nawet cieszę się, że odmówiłaś, bo ja później nie miałbym siły i odwagi, by to skończyć.

Dziewczyna złapała go za dłoń i uścisnęła. Uśmiechnęli się do siebie. Stali tak patrząc na siebie. Nagle chłopak wybuchnął śmiechem.

- Co się stało?

- Dobrze, że oświadczyłem się teraz, a nie w święta. Wtedy byłby jeszcze większy wstyd – widziałby to prawie cały Zakon!

Dziewczyna też się roześmiała.

- Snape, nie dałby ci spokoju.

Chłopak miał już coś odpowiedzieć, gdy drzwi otworzyły się. Wyjrzała zatroskana Molly.

- Dzieci, wytrzymałam naprawdę długo, ale jest już grudzień. Nie ważne, ze nie ma śniegu – jest zimno. Wracajcie!

- Dobrze, mamo. Już sobie wszystko wyjaśniliśmy.

W kuchni wszyscy siedzieli na swoich miejscach. Ron i Hermiona zajęli swoje. Zaczęli posiłek nie odzywając się do nikogo.

- No powiedzcie coś! - nie wytrzymał Fred.

- Wszyscy czekamy! - dodał George.

- Już nawet zaczęliśmy się zakładać, co sobie zrobicie. Ja obstawiałem, że się pogodzicie i jednak będziecie narzeczonymi. - powiedział Charlie.

- Przegrałeś, bracie. - powiedział Ron. - Nie musieliśmy się godzić, przecież się nie pokłóciliśmy.

- Czyli Miona przyjęła twoje oświadczyny?

I w tym momencie szklanka Billa, którą właśnie odstawiał na stół, pękła od mocno zaciśniętej dłoni chłopaka.

- Och, Bill! - wykrzyknęła pani Weasley. - Skaleczyłeś się, już idę po...

- A może Hermiona tym zajmie? Pracuje w Mungu, zna się na leczeniu jak nikt. - wypalił Ron.

Granger spiorunowała go wzrokiem. To, że Ron znał prawdę, nie oznacza, że musi być aż tak nietaktowny. Bill w tym czasie spojrzał na najmłodszego brata jak na kretyna. On śmie robić coś takiego? Teraz?

- Lepiej pilnuj narzeczonej. Ja sobie sam poradzę.

I wyszedł do kuchni. Pani Weasley zaraz podreptała za nim.

- Ale Hermiona nie jest moją narzeczoną. - powiedział spokojnie Ron.

- Co?! - dało się usłyszeć z kilku gardeł.

- Normalnie. Hermiona, czy jeśli się źle zdezynfekuje ranę, to mogą być problemy?

- Tak. - zmarszczyła brwi. - Do czego zmierzasz?

- Bill sam raczej dobrze tego nie zrobi... - nie zdążył dokończyć, bo dziewczyna wtrąciła szybko:

- Twoja mama tam poszła.

- Hermiona, proszę, idź zobaczyć, czy z nimi wszystko w porządku, zwłaszcza z Billem. - nalegał

- Ron, uważam, że moja obecność nie jest tam konieczna. - mówiła wytrącona z równowagi.
- Hermiono, możesz tutaj przyjść?! - głos Molly zdradzał strach.

Granger szybko znalazła się w pomieszczeniu obok. Zobaczyła panią Weasley klęczącą przy bezwładnym ciele Billa.

- Co się stało?

- Polałam mu dłoń eliksirem dezynfekującym, a on zemdlał. - załkała.

- Zbadam go.

Rzucała różne zaklęcia. Wykonywała dziwne ruchy różdżką i rękoma. Po czym przywołała swoją torebkę. Wskazała na nią magicznym patykiem i cały czas coś mruczała. Z torebki po kolei zaczęły wylatywać małe buteleczki, które delikatnie lądowały obok niej.

- Hermionko?

- Spokojnie. Ron?! Zabierz stąd swoją mamę!

Rudzielec zaraz wpadł do kuchni i wyprowadził szarpiącą się Molly, która powtarzała, że musi być przy swoim synu. W tym czasie Hermiona wlała do gardła Billa zielony eliksir. Po chwili rzuciła zaklęcie, które pojawiło się w formie obłoczku w kolorze płynu, który wsiąknął w ciało mężczyzny. Następnie Weasley połknął czerwony i żółty medykament. Gdy nad nim pojawiła się niebieska chmurka i uformowała się z trójkąt dziewczyna odetchnęła. Wyczarowała patronusa po czym wysłała go do szpitala. Weszła do jadalni.

- Bill zareagował alergicznie na eliksir. Miał tak od dziecka? - zapytała patrząc na zapłakaną Molly.

- N-nie. To chyba ten nowy eliksir. - wydmuchała nos.

- Wezmę fiolkę do badań laboratoryjnych, a Bill musi spędzić kilka dni w szpitalu.

- Dlaczego?

- Zatrzymałam na tę chwilę ten eliksir, ale w Mungu wypłuczą go z niego. - w tym momencie z kominka wyszli pielęgniarze z noszami. - Tam, Mark. - powiedziała wskazując palcem drzwi do kuchni. - Oprócz tego mogą wystąpić powikłania, ale pamiętajmy, że nie muszą. - uśmiechnęła się uspokajająco.

Mężczyźni wynieśli bladego, nieprzytomnego Billa na noszach przy akompaniamencie szlochu Molly. I przenieśli się do Munga.

- Będę magomedykiem prowadzącym, więc z pytaniami możecie kierować się do mnie.

I zniknęła w płomieniach.

~*~

Bill położony w sali z numerem 7 odzyskał przytomność następnego dnia.

- Jak się czujesz? - zapytała poważnie Hermiona.

- Nawet dobrze... Co się stało?

- Zareagowałeś alergicznie na eliksir. W laboratorium już sprawdzają skład tego płynu. Muszę teraz sprawdzić twój stan zdrowia, za pomocą zaklęć i kilku mugolskich urządzeń. Zostaniesz na kilka dni na obserwacji, później przeprowadzę próby alergiczne...

- Ej, spokojnie. Połowy twojego monologu nie rozumiem, bo mówisz za szybko. Na dodatek nie patrzysz się na mnie tylko w te papiery! - założył rękę na rękę i odwrócił głowę.

- Nie zachowuj się jak dziecko. Jesteś dorosły przypominam ci, znowu. - popatrzyła na niego znad dokumentów.

- Kiedyś mówiłaś to z uśmiechem. - uśmiechnął się smutno. - A teraz proszę, powoli wytłumacz mi to.

- Kiedyś byłam dla ciebie najważniejsza. - powiedziała ostro.

Westchnęła ciężko. Usiadła na krześle i zaczęła powoli tłumaczyć. Zawód lekarza zobowiązuje.

- Zareagowałeś alergicznie na nowy eliksir dezynfekujący, który kupiła twoja mama. Jeszcze nie wiemy, na który składnik tak zareagowałeś, ale przeprowadzimy szereg... Co ty robisz? - powiedziała, gdy chłopak do niej mrugnął.

- Ej, Hermiona, a jak już stąd wyjdę pójdziesz ze mną na kawę?

- Oczywi... Ty majaczysz!

Szybko się poderwała i sprawdziła temperaturę, ciśnienie i rzuciła kilka zaklęć.

- Hmmm... Niby nic ci nie jest...

- Jestem zdrowy. Całkowicie! Możesz być spokojna.

- Tak, ale...

- Jesteś narzeczoną mojego brata... Wiem!

- Którego brata? - zaśmiała się. - Wiesz może jestem źle poinformowana, ale ja nie mam narzeczonego.

Chłopak zmarszczył brwi i rzucił jej pytające spojrzenie.


- Gdybyś nie rozbił tej szklanki, nie musiał byś wychodzić i usłyszałbyś jak Ron zaprzecza naszemu narzeczeństwu. - mężczyzna uniósł się na łokciach. - Ale ty jak zwykle wybrałeś własne urojenia. Czy ty myślisz, że jesteś najważniejszy na tym świecie. Otóż nie. Chciałeś skończyć nasz związek. Odeszłam bez słowa! Ale wiedz, że nie będę za tobą biegała. Możesz wiciąż jestem w tobie zakochana, ale nie jestem idiotką...

Urwała nagle, gdy pacjent upadł na poduszki. Miał zamknięte oczy. Wystraszyła się nie na żarty.

- Bill!

Pochyliła się i już miała rzucać zaklęcia, gdy nagle chłopak złapał jej twarz dłonie i przyciągnął do pocałunku. Szybko odnaleźli rytm. I nie wiadomo, ile bo by trwało, gdyby nie chrząknięcie za plecami. Pani doktor szybko się wyprostowała i wystraszona spojrzała za siebie.

- No ładnie. Wczoraj odrzuciłaś moje oświadczyny, by teraz całować się z moim bratem? - powiedział Ron z udawaną powagą.

- Wiesz jak mnie wystraszyłeś? Myślałam, że to ordynator.

- No właśnie dlatego wszedłem. Idzie tutaj.

- Dzięki, brat. Teraz możesz spadać. - powiedział uprzejmie Bill.

- Wiecie, co wam powiem? - zapytał i nie czekając na odpowiedź, powiedział. - Wyglądacie razem świetnie! I macie moje błogosławieństwo. - jego rozbawienie nie miało granic.

Po chwili najmłodszy syn rudzielców zniknął im z pola widzenia.

~*~

Dalej było już tylko lepiej. Gdy stan Billa pozwolił na wykonanie prób alergicznych, Hermiona wykonała je z dużą dokładnością. W laboratorium próbki spędziły kilka dni na analizach. Gdy panna Granger dostała wyniki, o mało nie zemdlała.

- Co się dzieje? - zapytał Bill z lekkim uśmiechem.

- Wszystkie próby wyszły negatywnie.

- To znaczy? - udawał przejętego.

- Nie masz na nic alergii. Ale ta utrata przytomności, to...

- Male kłamstewko?

Odwróciła powoli głowę i niebezpiecznie cichym głosem powiedziała:

- Możesz powtórzyć?

- No... Fred i George mi pomogli... To był ich pomysł! - powiedział, podnosząc ręce do góry. - Za pomocą ich ostatniego wynalazku, podsłuchaliśmy waszą rozmowę na dworze. I oni wtedy wymyślili, że taki "przypadkowy" - zrobił cudzysłów w powietrzu. - wypadek dobrze nam zrobi. I uważam, że dobrze, bo jednak mnie kochasz. A ja ciebie.

- To było nierozsądne!

- Ale skuteczne!

- A te wszystkie wynalazki, były testowane?

- Tak. - widząc jej spojrzenie dodał. - Na mnie. A czy za nim zaczniesz uczyć mnie odpowiedzialności, mogę się o coś powiedzieć?

- Dobrze.

Chłopak wziął głęboki oddech.

- Nie jestem w twoim wieku. Nie jestem wyjątkowo przystojny. Nie jestem romantyczny. Nie zabrałem cie na randkę. Nie przygotowałem kolacji. Nie mam dużo cierpliwości. Nie mam bogactw. Nie mam nawet pierścionka zaręczynowego. Mam za to dużo wątpliwości, niepokoju i miłości dla ciebie. Jeśli powiesz "tak" zrobię wszystko, by uczynić cie najszczęśliwszą kobietą na świecie. Jeśli się zgodzisz będę zawsze kochał cię całym sobą i już nigdy nie pozwolę ci odejść. Jeżeli jednak odmówisz uszanuję twoją decyzję. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

Hermiona miała łzy w oczach.

- Obiecujesz, że nigdy nie odejdziesz, i nie każesz mi odejść?

- Obiecuję.

- Zgadzam się. Zostanę twoją żoną. - pocałowała go namiętnie.

- No nareszcie! - radosny głosy Molly przywrócił ich do rzeczywistości. - Już się bałam, ze nigdy do tego nie dojdzie! - Hermiona już miała się odezwać, ale panie Wealsey ją wyprzedziła. - Bardzo się cieszę, zawsze chciałam żebyś została moją córką. Ale już was zostawiam. Cieszcie się sobą!

Szybko opuściła salę. Bill złapał ją za rękę, przyciągnął do siebie i przytulił.

- Kocham cię, Miona.

- Ja ciebie też, Bill. Ale wiesz, zanim się zgodziłam coś ci obiecałam. - cmoknęła go polik.

- Co? - zmarszczył brwi. Nagle rozszerzył oczy. - Nie... - jęknął.

I w ten sposób William Weasley był zmuszony wysłuchać kazania Hermiony o byciu dorosłym, odpowiedzialności, głupocie i ufaniu bliźniakom.

~*~
   Mamy Billmione. Nie jestem zadowolona z tej miniaturki. Pisałam ją kilka dni. Pomysł, który wpadł mi do głowy, bardzo mi się podobał, ale wykonanie moim zdaniem jest słabe.
   Mimo wszystko liczę na ocenę.
   Miniaturka powstała na życzenie Ruciakowej.
   Chcecie żeby na początku była krótka notatka informacjna, w której będzie zapisana para? Odpowiedzi proszę zapisać w komentarzu.

3 komentarze: