- Nie zostanę twoją żoną.
W pokoju zaległa cisza. Na twarzy
klęczącego przed Hermioną Rona powoli zaskoczenie przechodziło w
złość. Harry spuścił wzrok, przed kolacją mówił swojemu
przyjacielowi żeby nie oświadczał się Granger. Ginny stała z
szeroko otwartymi oczami. Fred i George spojrzeli na siebie
porozumiewawczo. Fleur ukryła uśmiech w piersi Charlie'ego, po
rozwodzie z Billem związała się z nim. William szybko podniósł
głowę, gdy jego młodszy brat zaczął tę farsę ukrył twarz w
dłoniach, wolał na to nie patzreć. Pan Weasley westchnął, Pani
Weasley odetchnęła z ulgą.
- Dlaczego?
- Ponieważ... Ron wiesz dobrze, tak
jak ja, że nie pasujemy do siebie. Rozmawialiśmy już o tym.
- Chodź porozmawiamy na zewnątrz.
Gdy tylko drzwi się zamknęły. Panna
Granger zaczęła się tłumaczyć:
-Chciałam to zakończyć już dawno,
ale chciałeś jeszcze poczekać. Zgodziłam się, choć nie wiem
czemu. Pewnie zauważyłeś, że ostatnio unikałam cię? Wiesz
dobrze, że kocham cię jak brata. Na prawdę nie wiem...
- Dobrze spokojnie. - uśmiechnął się
lekko. - Miałem nadzieję, że zmieniłaś zdanie. Że jednak nie
kochasz go, jednak myliłem się. Rozumiem.
- Jesteś zły?
Rudy chłopak zaśmiał się. Można
było wyczuć lekką irytację i złość.
- Hermiono, jakby nie patrzeć dałaś
mi kosza ze względu na mojego starszego brata. To jest lekko
żenujące. Zwłaszcza, że to odrzucenie widziała cała rodzina i
najlepszy kumpel, ale przejdzie mi. Wiesz podejrzewam, że też nie
jesteś dla mnie tą jedyną, ale trzymałem się tej myśli. W sumie
to nawet cieszę się, że odmówiłaś, bo ja później nie miałbym
siły i odwagi, by to skończyć.
Dziewczyna złapała go za dłoń i
uścisnęła. Uśmiechnęli się do siebie. Stali tak patrząc na
siebie. Nagle chłopak wybuchnął śmiechem.
- Co się stało?
- Dobrze, że oświadczyłem się
teraz, a nie w święta. Wtedy byłby jeszcze większy wstyd –
widziałby to prawie cały Zakon!
Dziewczyna też się roześmiała.
- Snape, nie dałby ci spokoju.
Chłopak miał już coś odpowiedzieć,
gdy drzwi otworzyły się. Wyjrzała zatroskana Molly.
- Dzieci, wytrzymałam naprawdę długo,
ale jest już grudzień. Nie ważne, ze nie ma śniegu – jest
zimno. Wracajcie!
- Dobrze, mamo. Już sobie wszystko
wyjaśniliśmy.
W kuchni wszyscy siedzieli na swoich
miejscach. Ron i Hermiona zajęli swoje. Zaczęli posiłek nie
odzywając się do nikogo.
- No powiedzcie coś! - nie wytrzymał
Fred.
- Wszyscy czekamy! - dodał George.
- Już nawet zaczęliśmy się
zakładać, co sobie zrobicie. Ja obstawiałem, że się pogodzicie i
jednak będziecie narzeczonymi. - powiedział Charlie.
- Przegrałeś, bracie. - powiedział
Ron. - Nie musieliśmy się godzić, przecież się nie pokłóciliśmy.
- Czyli Miona przyjęła twoje
oświadczyny?
I w tym momencie szklanka Billa, którą
właśnie odstawiał na stół, pękła od mocno zaciśniętej dłoni
chłopaka.
- Och, Bill! - wykrzyknęła pani
Weasley. - Skaleczyłeś się, już idę po...
- A może Hermiona tym zajmie? Pracuje
w Mungu, zna się na leczeniu jak nikt. - wypalił Ron.
Granger spiorunowała go wzrokiem. To,
że Ron znał prawdę, nie oznacza, że musi być aż tak
nietaktowny. Bill w tym czasie spojrzał na najmłodszego brata jak
na kretyna. On śmie robić coś takiego? Teraz?
- Lepiej pilnuj narzeczonej. Ja sobie
sam poradzę.
I wyszedł do kuchni. Pani Weasley
zaraz podreptała za nim.
- Ale Hermiona nie jest moją
narzeczoną. - powiedział spokojnie Ron.
- Co?! - dało się usłyszeć z kilku
gardeł.
- Normalnie. Hermiona, czy jeśli się
źle zdezynfekuje ranę, to mogą być problemy?
- Tak. - zmarszczyła brwi. - Do czego
zmierzasz?
- Bill sam raczej dobrze tego nie
zrobi... - nie zdążył dokończyć, bo dziewczyna wtrąciła
szybko:
- Twoja mama tam poszła.
- Hermiona, proszę, idź zobaczyć,
czy z nimi wszystko w porządku, zwłaszcza z Billem. - nalegał
- Ron, uważam, że moja obecność nie
jest tam konieczna. - mówiła wytrącona z równowagi.
- Hermiono, możesz tutaj przyjść?! -
głos Molly zdradzał strach.
Granger szybko znalazła się w
pomieszczeniu obok. Zobaczyła panią Weasley klęczącą przy
bezwładnym ciele Billa.
- Co się stało?
- Polałam mu dłoń eliksirem
dezynfekującym, a on zemdlał. - załkała.
- Zbadam go.
Rzucała różne zaklęcia. Wykonywała
dziwne ruchy różdżką i rękoma. Po czym przywołała swoją
torebkę. Wskazała na nią magicznym patykiem i cały czas coś
mruczała. Z torebki po kolei zaczęły wylatywać małe buteleczki,
które delikatnie lądowały obok niej.
- Hermionko?
- Spokojnie. Ron?! Zabierz stąd swoją
mamę!
Rudzielec zaraz wpadł do kuchni i
wyprowadził szarpiącą się Molly, która powtarzała, że musi być
przy swoim synu. W tym czasie Hermiona wlała do gardła Billa
zielony eliksir. Po chwili rzuciła zaklęcie, które pojawiło się
w formie obłoczku w kolorze płynu, który wsiąknął w ciało
mężczyzny. Następnie Weasley połknął czerwony i żółty
medykament. Gdy nad nim pojawiła się niebieska chmurka i uformowała
się z trójkąt dziewczyna odetchnęła. Wyczarowała patronusa po
czym wysłała go do szpitala. Weszła do jadalni.
- Bill zareagował alergicznie na
eliksir. Miał tak od dziecka? - zapytała patrząc na zapłakaną
Molly.
- N-nie. To chyba ten nowy eliksir. -
wydmuchała nos.
- Wezmę fiolkę do badań
laboratoryjnych, a Bill musi spędzić kilka dni w szpitalu.
- Dlaczego?
- Zatrzymałam na tę chwilę ten
eliksir, ale w Mungu wypłuczą go z niego. - w tym momencie z
kominka wyszli pielęgniarze z noszami. - Tam, Mark. - powiedziała
wskazując palcem drzwi do kuchni. - Oprócz tego mogą wystąpić
powikłania, ale pamiętajmy, że nie muszą. - uśmiechnęła się
uspokajająco.
Mężczyźni wynieśli bladego,
nieprzytomnego Billa na noszach przy akompaniamencie szlochu Molly. I
przenieśli się do Munga.
- Będę magomedykiem prowadzącym,
więc z pytaniami możecie kierować się do mnie.
I zniknęła w płomieniach.
~*~
Bill położony w sali z numerem 7
odzyskał przytomność następnego dnia.
- Jak się czujesz? - zapytała
poważnie Hermiona.
- Nawet dobrze... Co się stało?
- Zareagowałeś alergicznie na
eliksir. W laboratorium już sprawdzają skład tego płynu. Muszę
teraz sprawdzić twój stan zdrowia, za pomocą zaklęć i kilku
mugolskich urządzeń. Zostaniesz na kilka dni na obserwacji, później
przeprowadzę próby alergiczne...
- Ej, spokojnie. Połowy twojego
monologu nie rozumiem, bo mówisz za szybko. Na dodatek nie patrzysz
się na mnie tylko w te papiery! - założył rękę na rękę i
odwrócił głowę.
- Nie zachowuj się jak dziecko. Jesteś
dorosły przypominam ci, znowu. - popatrzyła na niego znad
dokumentów.
- Kiedyś mówiłaś to z uśmiechem. - uśmiechnął się smutno. - A
teraz proszę, powoli wytłumacz mi to.
- Kiedyś byłam dla ciebie
najważniejsza. - powiedziała ostro.
Westchnęła ciężko. Usiadła na
krześle i zaczęła powoli tłumaczyć. Zawód lekarza zobowiązuje.
- Zareagowałeś alergicznie na nowy
eliksir dezynfekujący, który kupiła twoja mama. Jeszcze nie wiemy,
na który składnik tak zareagowałeś, ale przeprowadzimy szereg...
Co ty robisz? - powiedziała, gdy chłopak do niej mrugnął.
- Ej, Hermiona, a jak już stąd wyjdę
pójdziesz ze mną na kawę?
- Oczywi... Ty majaczysz!
Szybko się poderwała i sprawdziła
temperaturę, ciśnienie i rzuciła kilka zaklęć.
- Hmmm... Niby nic ci nie jest...
- Jestem zdrowy. Całkowicie! Możesz
być spokojna.
- Tak, ale...
- Jesteś narzeczoną mojego brata...
Wiem!
- Którego brata? - zaśmiała się. -
Wiesz może jestem źle poinformowana, ale ja nie mam narzeczonego.
Chłopak zmarszczył brwi i rzucił jej
pytające spojrzenie.
- Gdybyś nie rozbił tej
szklanki, nie musiał byś wychodzić i usłyszałbyś jak Ron
zaprzecza naszemu narzeczeństwu. - mężczyzna uniósł się na
łokciach. - Ale ty jak zwykle wybrałeś własne urojenia. Czy ty
myślisz, że jesteś najważniejszy na tym świecie. Otóż nie. Chciałeś skończyć nasz związek. Odeszłam bez słowa! Ale wiedz, że nie będę za tobą biegała. Możesz wiciąż jestem w tobie
zakochana, ale nie jestem idiotką...
Urwała nagle, gdy pacjent upadł na poduszki. Miał zamknięte oczy. Wystraszyła się nie na żarty.
- Bill!
Pochyliła się i już miała rzucać zaklęcia, gdy nagle chłopak złapał jej twarz dłonie i przyciągnął do pocałunku. Szybko odnaleźli rytm. I nie wiadomo, ile bo by trwało, gdyby nie chrząknięcie za plecami. Pani doktor szybko się wyprostowała i wystraszona spojrzała za siebie.
- No ładnie. Wczoraj odrzuciłaś moje oświadczyny, by teraz całować się z moim bratem? - powiedział Ron z udawaną powagą.
- Wiesz jak mnie wystraszyłeś? Myślałam, że to ordynator.
- No właśnie dlatego wszedłem. Idzie tutaj.
- Dzięki, brat. Teraz możesz spadać. - powiedział uprzejmie Bill.
- Wiecie, co wam powiem? - zapytał i nie czekając na odpowiedź, powiedział. - Wyglądacie razem świetnie! I macie moje błogosławieństwo. - jego rozbawienie nie miało granic.
Po chwili najmłodszy syn rudzielców zniknął im z pola widzenia.
~*~
Dalej było już tylko lepiej. Gdy stan Billa pozwolił na wykonanie prób alergicznych, Hermiona wykonała je z dużą dokładnością. W laboratorium próbki spędziły kilka dni na analizach. Gdy panna Granger dostała wyniki, o mało nie zemdlała.
- Co się dzieje? - zapytał Bill z lekkim uśmiechem.
- Wszystkie próby wyszły negatywnie.
- To znaczy? - udawał przejętego.
- Nie masz na nic alergii. Ale ta utrata przytomności, to...
- Male kłamstewko?
Odwróciła powoli głowę i niebezpiecznie cichym głosem powiedziała:
- Możesz powtórzyć?
- No... Fred i George mi pomogli... To był ich pomysł! - powiedział, podnosząc ręce do góry. - Za pomocą ich ostatniego wynalazku, podsłuchaliśmy waszą rozmowę na dworze. I oni wtedy wymyślili, że taki "przypadkowy" - zrobił cudzysłów w powietrzu. - wypadek dobrze nam zrobi. I uważam, że dobrze, bo jednak mnie kochasz. A ja ciebie.
- To było nierozsądne!
- Ale skuteczne!
- A te wszystkie wynalazki, były testowane?
- Tak. - widząc jej spojrzenie dodał. - Na mnie. A czy za nim zaczniesz uczyć mnie odpowiedzialności, mogę się o coś powiedzieć?
- Dobrze.
Chłopak wziął głęboki oddech.
- Nie jestem w twoim wieku. Nie jestem wyjątkowo przystojny. Nie jestem romantyczny. Nie zabrałem cie na randkę. Nie przygotowałem kolacji. Nie mam dużo cierpliwości. Nie mam bogactw. Nie mam nawet pierścionka zaręczynowego. Mam za to dużo wątpliwości, niepokoju i miłości dla ciebie. Jeśli powiesz "tak" zrobię wszystko, by uczynić cie najszczęśliwszą kobietą na świecie. Jeśli się zgodzisz będę zawsze kochał cię całym sobą i już nigdy nie pozwolę ci odejść. Jeżeli jednak odmówisz uszanuję twoją decyzję. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Hermiona miała łzy w oczach.
- Obiecujesz, że nigdy nie odejdziesz, i nie każesz mi odejść?
- Obiecuję.
- Zgadzam się. Zostanę twoją żoną. - pocałowała go namiętnie.
- No nareszcie! - radosny głosy Molly przywrócił ich do rzeczywistości. - Już się bałam, ze nigdy do tego nie dojdzie! - Hermiona już miała się odezwać, ale panie Wealsey ją wyprzedziła. - Bardzo się cieszę, zawsze chciałam żebyś została moją córką. Ale już was zostawiam. Cieszcie się sobą!
Szybko opuściła salę. Bill złapał ją za rękę, przyciągnął do siebie i przytulił.
- Kocham cię, Miona.
- Ja ciebie też, Bill. Ale wiesz, zanim się zgodziłam coś ci obiecałam. - cmoknęła go polik.
- Co? - zmarszczył brwi. Nagle rozszerzył oczy. - Nie... - jęknął.
I w ten sposób William Weasley był zmuszony wysłuchać kazania Hermiony o byciu dorosłym, odpowiedzialności, głupocie i ufaniu bliźniakom.
~*~
Mamy Billmione. Nie jestem zadowolona z tej miniaturki. Pisałam ją kilka dni. Pomysł, który wpadł mi do głowy, bardzo mi się podobał, ale wykonanie moim zdaniem jest słabe.
Mimo wszystko liczę na ocenę.
Miniaturka powstała na życzenie Ruciakowej.
Miniaturka powstała na życzenie Ruciakowej.
Chcecie żeby na początku była krótka notatka informacjna, w której będzie zapisana para? Odpowiedzi proszę zapisać w komentarzu.
Wyszła bardzo dobrze :)
OdpowiedzUsuń~Sanae
Dziękuję. :D
UsuńWilliam był nierozsądny powinien myśleć jak dorosły a nie jak małe Dziecko
OdpowiedzUsuń