Druga część opowieści o siostrze Jamesa Pottera. Mam nadzieję, że się wam spodoba. (Błędy poprawię przy najbliższej okazji. Obiecuję.)
Ile będzie tych części? Sama nie wiem. :D
~*~
- Siostra? –
Remus miał szeroko otwarte oczy i usta.
- Nie jesteście
do siebie podobni ani trochę. – zdziwienie Petera nie miało granic.
- TO jest mała
dziewczynka ze zdjęcia na kominku? – Syriusz wydawał się na granicy
świadomości.
- Tak, jestem
jego siostrą. Nie jesteśmy podobni, ale to kwestia moich wyborów, a nie genów.
I… Serio widział to okropne zdjęcie? – zapytała bardziej Jamesa niż Syriusza.
Black poczuł
się pominięty.
- Nie ważne.
Teraz ty i Mick musicie iść do profesor McGonagall, żeby przydzielić was do
Gryffindoru… - mówił, pchając dziewczynę przed sobą i ciągnąc chłopaka za jego
chustkę.
- Albo gdzieś
indziej – dopowiedziała panna Potter.
James zacisnął
wargi i cicho wysyczał:
- Tak. Albo
gdzieś indziej.
- Nie chciałbym
wam przeszkadzać, ale James to nie jest najwygodniejsza pozycja dla mnie –
powiedział Mick.
Rogacz dopiero
teraz zauważył, że chłopak jest prawie zgięty wpół idąc za nim.
- Na Merlina!
Ile ty masz wzrostu? Przecież nie dawno byłeś niższy ode mnie!
- Ostatnio
widzieliśmy się dwa lata temu. A teraz mam już dwa metry i trzy centymetry. –
duma w jego głosie była wręcz namacalna.
James poczuł
się dziwnie. Jego metr osiemdziesiąt trzy dawało mu pozycję jednego z
najwyżyszch uczniów. Jeśli być dokładnym to, od kiedy ze szkoły wyszedł Lucjusz
Malfoy, Rogacz był w pierwszej trójce pod względem wzrostu, po Syriuszu, który
przewyższał go o pięć centymetrów i Remusa, który, ze względu na wilkołactwo,
mierzył metr dziewiędziesiąt dwa. I teraz poczuł się niski przy Micku.
- Nie martw
się, Jamie. Ja przy nim czuję się i zapewne wyglądam jak dziecko.
Potter nie mógł
się nie zgodzić. Ariana miała zaledwie metr piędziesiąt trzy.
Niezwykle
ciekawa rozmowa, o wzroście bohaterów zapewne trwałaby dłużej, ale na szczęście
[dla czytelników ;)] doszli już do stołu prezydialnego.
Nagle drzwi
Wielkiej Sali otworzyły się. Weszła przez nie wysoka strasza kobieta, a za nią
grupa wystraszonych dzieci. Ariana przekrzywiła głowę przyglądając się kobiecie.
Dumna postawa. Poważny wyraz twarzy. Ostre, kocie spojrzenie. Zielono
połyskująca szata. Równy, szybki krok. Zwinięty pergamin pod pachą. W lewej
ręce trójnogi stołek, w prawej – kawałek starej szmaty. Kobieta na głowie miała
tiarę pasującą do szaty. Gdyby Ariana miała z kim, to założyłaby się, że pani
profesor ma włosy rozpuszczone. Kapelusz był znakiem, że chowała swoje piękne
loki.
Dziewczyna
podbiegła do nauczycielki.
- Pomogę ci,
ciociu – powiedziała biorąc od niej krzesełko.
- Ciociu?! –
Syriusz zakrztusił się sliną.
Obie kobiety
spojrzały na niego dziwnie.
- Nie pluj i
zamknij usta. – siostra Jamesa wykrzywiła usta w wyrazie zniesmaczenia.
Łapa w ciszy
wykonał polecenie. Profesor McGonagall i Ariana minęły go i pogrążyły się w
przyjacielskiej pogawędce.
- Co tutaj
robisz? Z tego, co wiem, a wiem dobrze – zaśmiała się Minerwa. – skończyłaś już
szkołę.
- Tak, ale
rodzice uznali, że wykształcenie, które odebrałam w Salem jest niewystarczające
i przysłali mnie tutaj. – dziewczyna zniżyła głos. – Podejrzewam, że chcą, bym
pomogła Jamesowi w nauce.
Obie roześmiały
się. Zaś James stojący przy prezydium obok Micka wydawał się być zirytowany.
Kilka osób wyraźnie drgnęło, gdy usłyszało „Salem” wychodzące z ust Ariany.
- A co jest nie
tak z wykształceniem starożytnym?
- A bo ja wiem?
Może… Jedyne, co mi powiedzieli, to, że załatwili mi rok nauki w Szkole Magii i
Czrodziejstwa w Hogwarcie, żebym, choć przez rok, mogła poczuć się jak zwykła
czarownica, bo w Zespole Szkół Magicznych imienia Wielkich Magów w Salem tak
się nie czułam.
- Imienia
Wielkich Magów? A nie Archimedesa?
- Znaczy Szkoła
Magii Nowożytnej jest imienia Merlina, Instytut Magii Starożytnej imienia
Archimedesa, a cały Zespół Szkół Magicznych jest imienia w Wielkich Magów. Czy
jakos tak – dokończyła ze zmarszczonymi brwiami. – Od kiedy zrobili reformę
oświaty to jest nie do zrozumienia. – pokiwała głową podkreślając swoje słowa.
- Rozumiem. –
rozbawienie rozkwitło na jej twarzy. - Jednak uważam, że nie nauczysz się tutaj
nic nowego. A teraz rozpoczynamy Ceremionę Przydziału. Połóż proszę ten stołek
tutaj.
Dziewczyna
podeszła do swojego brata i przyjaciela, podczas, gdy profesor McGonagall
zaczęła Ceremionię Przydziału – Tiara zaśpiewała swoją pieśń i można było
wyczytywać nazwiska jedenastolatków. Gdy wreszcie wszyscy pierwszoroczni
siedzieli przy odpowiednich stołach, czas przyszedł na dwójkę z Salem.
- Harris
Michael.
Wysoki przyjaciel
Ariany, podobnie jak ona różnił się wyglądem od reszty uczniów. Pomijając jego
niezwykły wzrost, odbiegał także fryzurą - długie ciemne włosy z kilkoma
jasnymi pasemkami przyciągały wzrok wielu dziewczyn w Wielkiej Sali. Ubrany był
podobnie do dziewczyny – ciemne spodnie i koszulka, a na to skórzana kurtka. Był
mniej wykolczykowany - tylko w wardze miał małą ozdobę. Usłyszawszy swoje
nazwisko, podniósł głowę. Powoli zaczął podchodzić do stołeczka, jego
podejrzliwe spojrzenie zdradzalo wyraźnie, o czym myśli.
- To się nie
zarwie?
Ostrożne
pytanie wywołało śmiech Ariany.
- Z całą
pewnością nie. – pewna odpowiedź z ust profesor McGonagall rozwiała część
wątpliwości.
Chłopak bardzo
ostrożnie zaczął siadać. Dwumetrowy olbrzym wyglądał śmiesznie na małym trójnogim
stołeczku. Na jego szczęście nauczycielka szybko założyła mu na głowę Tiarę. Na
jeszcze większe jego szczęście Tiara nie miała wątpliwości, gdzie go umieścić.
Ledwie dotknęła jego głowy i zaraz wykrzyczała:
- GRYFFINDOR!
Zadowolony
wstał szybko z krzesełka. Podszedł do Jamesa zadowolony.
- Ariana
Potter.
Dziewczyna
pewnie podesżła do profesorki i usiadła na odpowiednim miejscu.
- Gdzie twoja
szata?
- Rodzice moją
jutro przysłać szaty i mundurki, mi i Mickowi. Nie zdążyliśmy ich kupić
wcześniej, przyjechaliśmy z Salem kilka dni przed rozpoczęciem roku.
- Rozumiem. –
Minerwa zakończyła rozmowę i włożyła jej Tiarę na głowę.
Nakryciegłowy
od razu zsunęło się dziewczynie na oczy, na co westchnęła sfrustrowana.
- Potter… Hm…
Gdzie by cię tutaj przydzielić? Dużo odwagi i lojalności. Ale i inteligencji.
Nie lubisz łamać zasad. Duże pokłady sprytu. A to wszystko ozdobione szczytptą
ambicji. Och, sprwiłaś ty mi kłopot… Masz jakieś propozycje?
Głęboki głos w
głowie sprawił, że drgnęła. Jednak w całej tej sytuacji, stwierdziła, że Tiara
ma ładny męski głos.
- Przydziel
mnie tam, gdzie pasuję najbardziej.
- Może
Slytherin? Masz cechy odpowiedające temu domowi. Możesz stać się wielka. O tak,
Slytherin bez wątpienia pomaga w osiąganiu wielkości.
- Czy wyglądam
na kogoś, kto szuka wielkości?
- To może
Ravenclaw? Inteligencja, błyskotliwość, analityczny umysł… Coś dla ciebie,
prawda? Przyznasz, że z twoja profesją to dobry dom dla ciebie.
- Czy wyglądam
na kogoś, kto potrzebuje takiej pomocy?
- Może
Gryffindor? Odwagi ci nie brakuje, a nawet odważnie potrafisz postawić się
przyjaciołom. Lojalność także jest twoją mocną stroną. Pasowałabyś tam, nie
uważasz?
- Czy nie
mylisz odwagi z głupotą?
- Może
Hufflepuff? Spokojne życie Puchonki byłoby dobrym oderwaniem się od
rzeczywistości, gdzie ciągle coś się dzieje. Komus musisz pomóc, kogoś nauczyć,
uratować… Co ty na to?
- Czy
powiedziałam, że moje dotychczasowe życie było złe?
- Więc nie
chcesz mi pomóc. Nie chcesz dokonać wyboru. Dobrze.
Przez chwilę
panowała cisza. Po czym bez ostrzeżenia Tiara wykrzyknęła:
- GRYFFINDOR!
Od stołu
Gryffonów słychać było wiwaty, krzyki i brawa. James z dumnym uśmiechem patrzył
na siostrę.
- Zostałaś
hatstalls – powiedziała cicho nauczycielka.
- Czym?
- Hatstalls. To
znaczy, że Tiara przydzielała cię dłużej niż pięć minut. Gratuluję
przydzielenia do Gryffindoru.
Dziewczyna
podeszła do brata i razem z Mickiem ruszyli do swojego stołu. Gdy wszystkie
przedmioty wskazujące na Ceremionię Przydziału zniknęły, dyrektor – miły,
brodaty starzec w kolorowych szatach, który, według Ariany, był hipisem –
wygłosił krótka mowę:
- Z okazji
początku roku, chciałbym wam powiedzieć kilka słów: brzdęk, ziuu, bada-bum.
Smacznego!
Klasnął w
dłonie, a na stołach pojawiły się najróżniejsze pyszności.Jednak przy stole
Gryfonów, zwłaszcza w części zajętej przez straszych uczniów, uwaga skupiona
nie była na jedzeniu tylko a nowych uczniach. Każdy chciał się przedstawić.
Uścinąć dłoń. Zamienieć kilka słów z „nowymi”.
- Ej! O co
chodziło z tym, że nie jesteś podobna do Jamesa z wyboru? I dlaczego do
profesor McGonagall mówisz „ciociu”? A dlaczego nie masz kary za brak szaty? I
co mówiła ci Tiara? Dlaczego tak długo cię przydzielała?
Po serii pytań
Syriusza zapadła cisza.
- Cóż… -
zaczęła Ariana.
- Porozmawiamy
o tym później Syriuszu – zakończył ostro rozmowę James.
Rogacz zawsze
ucinał, gdy któryś chłopak zaczynał rozmawiać z jego siostrą, co później samą
Arianę zaczęło irytować. Po kolacji, która dla Pottera trwała za długo, można
było w końcu pójść do dormitoriów. James liczył na szybkie przejście jednak
musiał pojawić się ten zasmarkany Zachariasz Johanson.
- Czy mogę
zaprowadzić cię do Wieży Gryffindoru? – zapytał z czarującym uśmiechem.
- Nie. Nie
możesz. Masz zaprowadzić pierwszorocznych – wtrącił się James.
- Mam
zaprowadzić nowych uczniów. Takie jest zadanie prefekta. – uniósł dumnie głowę.
- W takim razie
tym, idź zaprowadź pierwszorocznych, a Arianę oprowadzi Remus. Też jest
prefetem i to naczelnym, więc…
- James.
Spokojnie – Lupin dobrze wiedział jak uspokoić przyjaciół. – Zachariasz idź
pomóc Suzanie. Pierwszoroczni są wyjątkowo rozbiegani.
- Tak, jest. –
Johanson nie był zachwycony.
- Proszę żeby
panna Potter oraz panowie Potter, Black, Lupin, Pettigrew i Harris, poszli za
mną. – ostry głos profesor McGonagall przeciął gwar rozmów.
Zdziwiona
grupka uczniów posłusznie ruszyła za nauczycielką. James nerwowo popawiał sobie
okulary, a Ariana ściskała w dłoniach ramiączko plecaka. Nie wiedzieli do końca
czego, ale obawiali się dość mocno. Gdy w końcu znaleźli się w gabinecie,
odczuli minimalna ulgę. Nauczycielka wyczarowała kilka krzeseł i pozwoliła im
usiąść.
- Sytuacja
przedstwia się tak, że pan Harris będzie mieszkał w dormitorium razem z waszą
czwórką. I jest jeszcze jedna sprawa. Rodzice Ariany i Jamesa poprosili mnie o
rzecz dość niezwykłą.
- O nie! –
dziewczyna ukryła twarz w dłoniach.
- Co? – Rogacz
nie był tak domyślny jak siostra.
- Państwo
Potter chcą żeby ich córka była pod stałą opieką – powiedziała ostrożnie. –
Większość Rady Pedagogicznej, gdy dowiedziała się, o co konkretnie chodzi była
przeciwna, jednak dyrektor się zgodził. Potterowie w kwestii swojej córki ufają
nie wielu osobom. Dlatego chcą by ich córka, była zawsze blisko Jamesa, Miachela
lub Syriusza, któremu zaufali.
- Dlaczego mu
ufają?
- Syriusz
mieszka z nami, od kiedy jego rodzice wywalili go z domu – wytłumaczył Rogacz
siostrze.
- Dlaczego?
- Nie wierzę w
bajki na temat czystości krwi i takie tam. Nic ważnego – mrukliwie odpowiedział
Syriusz.
Dziewczyna nie
powiedziała nic, ale złapała go za rękę, by dodać otuchy. Syriusz uśmiechnął
się szeroko, na co szybko zabrała dłoń.
- No dobrze,
państwo Potter chcą opieki dla córki, ale co to ma z nami wspólnego? – zapytał
Remus, a Peter pokiwał głową.
- Nie będę
owijać w bawełnę. – nauczycielka zdjęła okulary. – Dyrektor zgodził się, by
Ariana zamieszkała razem z wami.
- O nie!
~*~
Informacja:
Mało ważna, ale może kogoś zainteresuje. Jutro są drugie urodziny bloga, z tej okazji może mała zabawa. Wy piszecie dwie postacie i trzy dowolne słowa, a ja - postaram się na pisać krótkie historyjki uwzględniając wasze prośby. Każdy pomysł = historyjka z dedykacją. Co wy na to?
O jejciu, masz talent! Szkoda że już nie piszesz :(
OdpowiedzUsuńDziękuję <3 Miło jest wiedzieć, że po tylu latach, ktoś jeszcze czyta moje opowieści. <3
UsuńSzczerze mówiąc wciąż piszę, ale teraz już do szuflady. Ale brakuje mojej avady (inne projekty nie miały w sobie tego czegoś co ona), ale nie wiem czy jest sens ruszać ją po tylu latach.
Bardzo ciekawe miniaturki i blog również. Dopiero niedawno go odkryłam.
OdpowiedzUsuńStrasznie mi przykro, że już nie piszesz...
Pozdrawiam,
Poli... c:
PS. I przy okazjii gratuluję tylu wyświetleń :)
Usuń